niedziela, 15 listopada 2015 | 1 komentarz:

Jeszcze bardziej nie na temat

Jeśli miałby ktoś ochotę urozmaicić swoje książki ręcznie robionymi przeze mnie zakładkami, zapraszam na konkurs na moim drugim blogu: click here!


sobota, 19 września 2015 | 5 komentarzy:

Zupełnie nie na temat

Jako że jednak jakiś sposób na zabijanie czasu (którego nie mam) mieć trzeba, postanowiłam wykorzystać to, co i tak robię na co dzień - czyli czytanie książek. Nie wyobrażam sobie dnia bez choćby kilku stron ciekawej lektury przed snem, zawsze pozwala mi się to odstresować i na moment uciec od rzeczywistości, a i śpi się wtedy lepiej. Dlatego też zdecydowałam, że będę dzielić się z innymi książkami, które mi towarzyszą w codziennej gonitwie. Jeśli ktoś byłby ciekawy, zapraszam serdecznie na medycy nie gęsi, też książki czytają!



niedziela, 30 sierpnia 2015 | 10 komentarzy:

Skrzynka pełna niezwykłości

Witajcie moi drodzy! ♥
Dawno mnie tu nie było i tak naprawdę do napisania tego posta zmotywowała mnie edii. Gdyby nie ona, pewnie jeszcze długo, długo nic by się tu nie pojawiło... Nie ukrywam, że tym razem przerwa na blogu nie wynika z braku czasu - lecz niejakiego wypalenia. Wielką przyjemność przynosi mi dzielenie się tym, co niezwykłego znajduję w swojej skrzynce, jak i tym, co mnie inspiruje, co sprawia, że chce się żyć lepiej, pełniej. Ale ostatnimi czasy nie potrafię odnaleźć tej przyjemności w prowadzeniu bloga; to z ludźmi, z którymi piszę, najlepiej dzieli mi się wszystkim, co mnie otacza, znacznie łatwiej odnaleźć mi się w relacji człowiek-człowiek niż w pisaniu do szerszego grona odbiorców. Zaciera się ta linia niejakiej intymności, uczuć zamkniętych w głowie, które chciałyby przepłynąć do innej, podobnie je odbierającej.
Z drugiej strony dochodzi jeszcze kwestia rozpoczynającego się roku szkolnego. Moim celem na liście priorytetów stała się nauka do matury - czeka mnie mnóstwo pracy w najbliższym czasie, często pracy pełnej poświęceń, ale osiągnięcie swoich marzeń jest dla mnie najważniejsze. Chciałabym za rok zostać studentką medycyny, choćby kosztem zaległości we wszelkich książkach, filmach i serialach, wszelkich sposobach na zabijanie czasu, wliczając w to bloga. Również moje korespondencyjne przyjaźnie na tym ucierpią, ale to im chciałabym poświęcać te ogryzki wolnego czasu, które wydzieli mi plan - z pewnością nie będę w stanie dopieszczać wszystkich szczegółów jak dotychczas, na pierwszym miejscu chciałabym się oddać budowaniu i utrzymywaniu relacji. Bo to właśnie liczy się dla mnie najbardziej. Nie mówię, że bloga permanentnie porzucam - bo myślę, że w którymś momencie nastąpi zwrot i poczuję potrzebę podzielenia się dawką niezwykłości. Nie będę jednak kłamać: na pewno w najbliższym czasie to nie nastąpi.
Dlatego też, by nie zostawiać Was z niczym, chciałabym podzielić się z Wami czymś, co w ostatnim czasie zawładnęło moim sercem. Może w ten sposób zyskam Waszą przychylność i gdy nastąpi we mnie ten przełom, również do mnie wrócicie!


Zacznę może od sprawcy całego dzisiejszego zamieszania, bo bez niej raczej nie mielibyście okazji czytać tego posta. Czasem zdarza się tak, że pod wpływem zupełnie przypadkowych decyzji, można trafić na naprawdę niesamowitych ludzi, z którymi zaczyna łączyć jakaś więź. Cieszę się, że los pozwolił mi poznać edii, bo pisanie z nią listów to jak rozmowa dobrych przyjaciół w małej zacisznej kawiarence, daleko od świata nad filiżanką aromatycznego napoju. Dotychczas zawsze potrafiłam znaleźć moment, w którym należałoby skończyć list - teraz sprawia mi to nie lada trudność. Ostatnim razem do koperty ledwo udało mi się włożyć skrzętnie zapisanych osiem stron A4, a nadal czułam lekki niedosyt, jakby to była zaledwie garstka tego, co chciałam przekazać...


Pokazałabym, co oprócz listu kryje ta koperta, ale jako, że jeszcze nie dotarła,
nie będę psuć niespodzianki ♥

Noémie jest osobą, która również w jakiś sposób zmieniła moje życie - za każdym razem, gdy widzę w skrzynce list od niej, wiem, że zapowiada się kolejny niezwykły wieczór z kubkiem herbaty jako doskonałym towarzystwem do czytania słów spisanych z całym sercem. Choć dzieli nas tyle kilometrów, łączy nas bardzo wiele. Cieszę się, że nadarzyła się okazja, by do niej napisać, że w pewnym momencie zaiskrzyła mi w głowie myśl i nie odpędziłam jej, a pozwoliłam działać. Często wracam do tych listów, gdy zaczynają napędzać mnie złe emocje - po skończeniu lektury zawsze odzyskuję wiarę w siebie i optymizm. To niesamowite, ile mogą zdziałać słowa.



Ku inspiracji zamieszczam jeszcze kilka zdjęć listów, które wyszły spod moich rąk. Kocham te chwile pełne natchnienia, które ukierunkowuję na efekt wizualny. Nigdy jednak nie chciałabym przekładać go nad treść - większą radość przynoszą mi listy pełne uczuć choćby w zwykłej białej kopercie, na zwykłym białym papierze, niż te w najpiękniejszych kopertach, ale z listem pustym i bez żadnych emocji, pisanym chyba z obowiązku. Co poniekąd jest nieco smutne - w końcu czy nie po to korespondujemy, by nawiązywać przyjaźnie, dać komuś kawałek siebie?



Mój eksperyment. Nie wyszedł do końca tak, jak zaplanowałam - na białym
papierze wychodziło mi lepiej - ale wszystko przede mną!

Swoją uwagę poświęciłam również papeterii - niby nic nieznaczące elementy, a jednak cieszą oko. Lubię, gdy w jakiś sposób drobne rysunki na papierze nawiązują albo do tematu koperty, albo do ogólnej kolorystyki. Choć czasem po prostu biorę kolory w dłoń i wszystko samo z niej wypływa...

Legolas oczywiście towarzyszył powyższej beżowej kopercie
 z runami z Władcy Pierścieni

A tu przykład czegoś, co wyszło pod wpływem nieplanowanego natchnienia.
Takie podobają mi się najbardziej, nawet jeśli technicznie nie są zbyt skomplikowane
- ale może właśnie ta prostota ujmuje mnie za serce?
Najbardziej niepokoi mnie to, że im dłuższe listy piszę, tym z bardziej wytrzymałego papieru muszę przygotowywać koperty - nie wybaczyłabym sobie, gdyby zawartość uległa zniszczeniu, co niestety zdarzyło się kilka razy w mojej karierze. Niedawno wyciągnęłam ze skrzynki list, który wysłałam dzień wcześniej, gdy panowały ulewy: listonosz zwrócił mi go, bo okazał się całkowicie przemoknięty, a adres odbiorcy zupełnie zniknął. W tym momencie cieszę się, że moja wieś jest mała i listonosz mnie zna - oddał mi kopertę zanim zawiózł ją na pocztę, więc przynajmniej znaczek mogłam użyć powtórnie. Choć to nie zmienia faktu, że od tamtej pory staram się już nie stosować cienkiego papieru, który - mimo że ładniejszy - jest stosunkowo bardziej podatny na zniszczenia. W ogóle to jest bardzo ograniczające, by nie móc wrzucić do skrzynki listu podczas deszczu - nie chcę sobie nawet wyobrażać, co będzie zimą...
Mam nadzieję, że w dobrym stylu pozostawiam bloga na jakiś czas. Do zobaczenia! 

czwartek, 23 lipca 2015 | 16 komentarzy:

Rok na Postcrossingu

Dokładnie rok temu, 23 lipca 2014, zarejestrowałam się na stronie Postcrossingu. Czy to coś zmieniło w moim życiu? Zdecydowanie! Dziś nie wyobrażam sobie przejść obojętnie obok stoiska z pocztówkami czy wystawy punktu filatelistycznego na poczcie, nie mówiąc już o tym wspaniałym uczuciu podczas otwierania swojej skrzynki pocztowej, które jest nieporównywalne do niczego innego. Najbardziej doceniłam to w czasie przeprowadzki, kiedy musiałam poczekać z wysyłką, co tym samym wiązało się z brakiem jakichkolwiek otrzymanych przesyłek. Przez ten rok udało mi się zebrać całkiem pokaźną ilość pocztówek - te z Postcrossingu stanowią zaledwie kroplę w morzu przy kartkach z wymian, z własnych wycieczek oraz tych odnalezionych z czasów dzieciństwa. Do tego dochodzi jeszcze kolekcja pustych pocztówek, niewidocznych na zdjęciu, które złapały mnie za serce i nie byłam w stanie ich nikomu wysłać - czasem jednak sięgam tam, by wybrać coś dla kogoś niezwykłego, kto całe swoje serce włożył w przesyłkę dla mnie, stąd ten zbiór jest dosyć zmienny.


Gdyby nie Postcrossing, nigdy nie udałoby mi się spełnić mojego największego marzenia, jakim było pisanie listów, przez co miałam okazję poznać wielu wspaniałych ludzi z całego świata. I choć z niektórymi kontakt się urwał, to zawsze będę sobie cenić tych kilka słów spisanych na papierze.

Idealną pocztówką dla mnie jest nie tyle zdjęcie, które przedstawia, co wiadomość od nadawcy - nie ma nic lepszego od skrzętnie wypisanej kartki, gdzie każdy centymetr jest wykorzystany do granic możliwości, a gdy do tego dochodzą jeszcze piękne znaczki... nic, tylko ideał. Gdy na pierwszy rzut oka widać, że w stworzenie tej pocztówki zostało włożone całe serce, a nie jest jedną z wielu do wypisania w danym dniu, więc szkoda czasu na twórcze myślenie. Właśnie to się dla mnie liczy.
Nic jednak nie pobije spontanicznej kartki od znajomych, którzy pamiętali o mnie w czasie wakacji - nieważne, czy są to ludzie z mojego najbliższego otoczenia, czy też moi korespondenci; gdy widzę w skrzynce pocztówkę, której zupełnie się nie spodziewałam, czuję się szczęśliwa jak nigdy, nawet jeśli jest to zwykłe Pozdrowienia z wakacji!. Taki miły, niewielki gest, a ile może przynieść radości; że jednak ktoś tam gdzieś o nas pamięta.

A jak wygląda to u Was? Jaka kartka jest dla Was najbardziej wyjątkowa, że za każdym razem, gdy na nią patrzycie, na twarzy wyrasta uśmiech?

wtorek, 14 lipca 2015 | 15 komentarzy:

Lately

Czasem człowiek otwiera skrzynkę przygotowany na jakieś listy, może pocztówkę, dzień jak co dzień, będąc zupełnie nieświadomym, że wśród nich może zdarzyć się perełka - jedna na setki, która już od samego początku frustruje i przyspiesza tętno; jakby było się przekonanym, bez większego powodu, że pod niewinnie wyglądającą kopertą będzie coś, co zmieni jego życie. Nie diametralnie, ale przynajmniej wtrąci do codziennej szarości odrobinę światła. Tym była właśnie przesyłka od Noémie. 
Sześć dokładnie zapisanych stron, które pozwoliły na moment przenieść się w zupełnie inny świat. Kto nigdy tego nie doświadczył, nie zrozumie, jak to jest na krótką chwilę wejść w historię przedstawioną za pomocą słów płynących prosto z serca. Noémie nie opowiadała mi swojej podróży, wraz z nią w niej uczestniczyłam - nie bezpośrednio, ale wyraźnie czułam powiew wiatru z zapachem leśnego źródła na twarzy, widziałam gwiazdy świecące nade mną, śpiąc pod gołym niebem czy też płynące z gitary dźwięki letniego festiwalu. Coś niezwykłego.


Włączyłam muzykę, o której Noémie wspomniała, aby towarzyszyła mi do końca lektury, lecz ze wstydem przyznam, że często odwracałam wzrok od tekstu, by spojrzeć na wykonawcę. To była miłość od pierwszego wejrzenia, nigdy nie byłam po usłyszeniu jednego utworu tak pewna, że w najbliższym czasie polecę kupić jego płytę. A po wysłuchaniu wszystkich pozostałych dostępnych piosenek, tylko się w tym przekonaniu utwierdziłam.
Uruchomiłam playlistę i po raz pierwszy z przekonaniem chwyciłam za farby. Z efektu jestem całkiem zadowolona - wieloryby już płyną na spotkanie z Francją!



23 lipca na Postcrossingu wybije mi 365 dni. Wiecie, co to oznacza...?

piątek, 10 lipca 2015 | 7 komentarzy:

Tuk-tuk i inne fenomeny

Nieznośne upały na przemian z gwałtownymi burzami nie dają wytchnienia, natomiast pierwsze dwa tygodnie wakacji (matko, to już jedna czwarta!) mogę uznać za udane z innego względu; mianowicie moja nowa skrzynka zaczęła powoli obfitować w piękne przesyłki. Już nie mówię, że przez ten krótki czas moja lista korespondentów zdążyła się nieco wydłużyć - to nie to, że szukam, wspaniali inspirujący ludzie sami się znajdują, no. Sama nie rozumiem tego fenomenu.

Od Marie-Louise ze Szkocji
To jednak nie koniec innowacji - do moich łapek wpadła pierwsza zagraniczna kartka z serii Greetings from...; Sophie postanowiła zrobić mi niespodziankę i tym sposobem moja kolekcja powiększyła się o piękną pocztówkę z Chin z nie mniej pięknymi znaczkami.

Od Sophie

Do długim czasie otrzymałam również odpowiedź od Jane z Tajlandii, która aktualnie jest na wymianie w Malezji; a jako, że syndrom sesji działa na całym świecie, zamiast się uczyć, chodziła po sklepach i wysłała mi część swoich zdobyczy - cóż tu dużo mówić, tymi naklejkami w stu procentach trafiła w mój gust!

Od Jane

Koperta była nieco wybrzuszona, co już przy skrzynce wzbudziło moją ciekawość - od dziś mam swego prywatnego tuk-tuka, który pewnie wisiałby u kluczy, gdyby nie to, że szkoda go tak ukryć; a będzie się doskonale prezentował obok telefonicznej budki z Londynu, koali z Australii i symbolu szczęścia z Chin. Jakieś pomysły, jak wyeksponować breloczki w pokoju?


I odpowiedzi na powyższe listy. Jeden już dotarł do Szkocji, drugi dopiero zostanie wysłany. Niedawno udało mi się zaatakować punkt filatelistyczny, czego skutki wyraźnie widać - uwielbiam koperty zapełnione pięknymi znaczkami i mam nadzieję, że odbiorcom również się to spodoba. ♥


Dostrzegliście może ten mój niewinny tajski poniżej? Serce każe mi być dumną z tego dzieła, rozum natomiast sprowadza mnie na ziemię, uświadamiając, że pewnie natworzyłam całą masę nowych znaków. Nie wiem dlaczego, ale ten alfabet wydaje mi się trudniejszy niż chiński czy japoński - choć chyba najbardziej przerażają mnie arabskie robaczki, gdzie wszystko jest jednym szlaczkiem i nie idzie odróżnić jednego słowa od drugiego.


Dziś dotarła do mnie przesyłka od Noémie, więc już wkrótce możecie się spodziewać nowego postu pełnego (i mam nadzieję, że to wkrótce znów nie zrobi się miesiącem, aż wstyd patrzeć, jak zaniedbuję blogi, bo niestety nie tylko na swój rzadko zaglądam - postaram się to jak najszybciej nadrobić!).
Do zobaczenia!

wtorek, 23 czerwca 2015 | 6 komentarzy:

Nie z tego świata

Nareszcie mogę uczciwie coś dodać! (Co prawda w krótkim telegraficznym skrócie, ale jednak!) W końcu, po prawie miesiącu ciszy w skrzynce, coś do mnie zawitało, a i ja miałam okazję coś wysłać - w tym chyba dotychczas mój ulubiony list z posmakiem Supernatural (zawsze chciałam stworzyć list tematycznie nawiązujący do moich ukochanych seriali!).



Jest to odpowiedź na list od mojej nowej korespondentki (która, mam nadzieję, że tutaj jeszcze nie dotarła i nie popsuję jej niespodzianki...) - którego motywem głównym jest Sherlock ♥ (kolejny cudny serial, na oglądanie których zupełnie nie mam czasu... ale wakacje za pasem, nadrobię!).


W zadziwiającym tempie dotarł również mój list do Edii - spodobał się, a więc misja spełniona!


Dzisiaj miałam okazję niechcący wejść do muzeum z zamiarem zakupu kilku (kilku znaczy nie więcej niż pięć) pocztówek - zostawiłam dziesięć złotych i wyszłam z pakietem piętnastu reprintów kartek sprzed 1918. Miałam oszczędzać. Cóż, nikt nie jest idealny. (Ale są cudne, prawda?)



czwartek, 4 czerwca 2015 | 13 komentarzy:

Poszły w świat!

Uf! Nareszcie uwinęłam się z przeprowadzką i mogę zająć się życiem - czyli odpisywaniem na zaległe listy, których się trochę przez ostatni czas uzbierało. Nie wiem nawet, czy otrzymam odpowiedź, bo oficjalnie nie mam jeszcze swojego miejsca w skrzynce oddawczej - choć listonoszka obiecała, że do tego czasu będzie przynosić pocztę do domu (pewnie myślała, że może jeden czy dwa rachunki przez najbliższe tygodnie przyjdą, ale się zdziwi...).
Pierwsza koperta leci do Noémie we Francji jako odpowiedź na długi, przepiękny list pełen cudowności (w tym starych francuskich znaczków!). Kartkę na kopertę barwiłam kawą (więcej było bałaganu niż pożytku, a efekt jest dość mizerny, no ale), a w środku adresatka znajdzie między innymi starą pocztówkę-zdjęcie, którą udało mi się zdobyć w antykwariacie.


Drugą kopertę, utworzoną ze zdjęcia z kalendarza, można natomiast zobaczyć rozłożoną na części pierwsze poniżej. Tak, jest to eksperymentalne pisanie na czarnej kartce, które to zakończyło się sukcesem! Co prawda, musiałam kupić jeszcze jeden biały żelopis (pięć złotych za sztukę...), ale innej firmy, bo poprzedni się zacinał co chwilę, ale jestem zadowolona z efektu! Jest to drugi list do Klaudii, mojej nowej penpalki, która studiuje medycynę. Wysłała mi krzywą EKG swojego serca! ♥


piątek, 8 maja 2015 | 9 komentarzy:

Toruń

Moją skromną kolekcję pocztówek z Torunia zawdzięczam Sarze (bardzo, bardzo dziękuję!) - obie są wyjątkowe i stanowią perełkę w mojej kolekcji. Dlaczego? Sara sprytnie mnie rozpracowała, że jestem zakochana w czarno-białych kartkach - taką też udało mi się wyjąć dziś ze skrzynki. Jak po rozerwaniu koperty ujrzałam skrawek pocztówki, od razu mocniej mi serce zabiło - to była miłość od pierwszego wejrzenia! (Dopóki z drugiej strony nie przeczytałam, że na zdjęciu znajdują się kosze na śmieci, w ogóle nie pomyślałabym, że takowe się tam znajdują!)



Druga kartka nie dość, że przedstawia piękną panoramę, to jest na swój sposób unikatowa - bowiem jej rozmiar jest nieznacznie większy od... A4! (Cała wypisana drobnym maczkiem, czyli moje marzenie zostało spełnione w stu procentach ♥) Nie zmieściła mi się w skanerze, więc została zmuszona do pozowania z kotem, który nie pozwolił, by coś innego niż on było mistrzem pierwszego planu. No więc...
Zdjęcie jak z kalkulatora, ale mam nadzieję, że choć trochę oddaje piękno tej niezwykłej pocztówki.


wtorek, 5 maja 2015 | 14 komentarzy:

Spod moich nożyczek - serwetki?

Powinnam mieć kategoryczny zakaz wychodzenia ze swej nory, bo zawsze źle się to kończy. Gdy tylko nieopatrznie w papierniczym ujrzałam papierowe serwetki ozdobne za grosze, od razu wiedziałam, że będę nad nimi siedzieć - i stało się nie inaczej, wszak zaraz po powrocie do domu chwyciłam za kredki i... i tak jakoś poszło, że skończyły z moimi rysunkami na sobie. Te serwetki są tak uniwersalne, że sama nie potrafię się nadziwić - głównie dlatego, że mają średnicę dziesięciu centymetrów, więc doskonale mieszczą się w kopercie, na kopercie, na papeterii, wszędzie! Zwyczajnie się w nich zakochałam, już czuję, że będę je co rusz wykorzystywać.
Na początek wykorzystałam na nich ukochane przeze mnie motywy, a więc:

Włóczykij ♥

Lisy, kocham lisy ♥

O ptakach już wspominać nie będę, to genialny twór natury ♥

poniedziałek, 4 maja 2015 | 14 komentarzy:

Od Sophie + Podsumowanie konkursu

Skrzynka w ubiegłym tygodniu znów okazała się stosunkowo pusta, natomiast miałam okazję znaleźć w niej list od Sophie, mojej korespondentki z Chin, którą poznałam za pośrednictwem Postcrossingu - w końcu jej pierwszy list do mnie był odpowiedzią na oficjalną przesyłkę. I to jest właśnie piękne - poznawanie ludzi, z którymi można zawiązać dłuższe znajomości, nawet przyjaźnie.
Tym razem moja radość po otrzymaniu listu była podwójna, bo czekałam na niego dwa miesiące - co było spowodowane nie tyle czasem podróży przesyłki, co brakiem czasu Sophie na odpisanie. W ramach przeprosin postanowiła ona dodać kilka drobnych rzeczy, a w każdej pojedynczej się zakochałam!


Sophie wie, że kocham czytać, dlatego zdecydowała się wysłać mi zakładki do książki - dwie w formie magnesów, a jedną własnoręcznie robioną z kwiatami (ach, cudowności!). Stworzyła dla mnie również bransoletkę, która na moim nadgarstku wygląda całkiem ładnie (a to jest nowość, zazwyczaj jakakolwiek biżuteria się ze mną nie ima). Oczywiście nie mogło zabraknąć pocztówek, które tym razem przeszły same siebie - widok na Fuzhou, rodzinne miasto Sophie, po prostu zapiera dech w ustach, natomiast druga kartka pochodzi z Makau; czyli kraju, z którego dzień wcześniej dostałam nie do końca prawdziwą pocztówkę (co oczywiście nie umniejsza jej piękna); teraz już oficjalnie mogę przyznać, że Makau mam zaliczone.


Myślę, że czas najbliższy podsumować wiosenny konkurs. Nie wiem, czy mogę zrobić coś innego niż nagrodzić niespodzianką najbardziej aktywne osoby, a więc Karolinę G. oraz Souvenirmaniaca. Z Aoi i tak koresponduję, więc nie bój się, nic Cię nie ominie - i tak miałam coś dla Ciebie, a teraz mam wreszcie pretekst, by wysłać Ci coś bez zbędnych wyrzutów sumienia, że nie masz co wysłać w zamian. :P
Bardzo Wam dziękuję i poproszę o adresy!

niedziela, 3 maja 2015 | 20 komentarzy:

Travelling Notebook - powrót!

W grudniu zeszłego roku wysłałam w Polskę żółty zeszyt. Na początku nie byłam zbyt przekonana, zwłaszcza po przeczytaniu całej masy wątków, w których notes został zagubiony przez pocztę, ktoś go sobie zatrzymał czy też zniknął w innych nieprzewidzianych okolicznościach. Dlatego też próbowałam się nastawić na to, że może niekoniecznie do mnie wróci - choć gdzieś głęboko cały czas żywiłam nadzieję, że któregoś dnia znajdę go w skrzynce w całej okazałości. I wiecie co? Zawsze warto myśleć pozytywnie - wszak 28 kwietnia zeszyt do mnie bezpiecznie powrócił, a ja nie mogłam ukryć radości!
Co czułam, gdy po pięciu miesiącach podróży zaczęłam przeglądać zeszyt? To jest nie do opisania - dziesięć cudownych, inspirujących osób z całej Polski pozostawiło ślad po sobie, czyniąc ze zwykłego notesu coś wyjątkowego. Każdy wykorzystał te kilka stron na swój własny, nietuzinkowy sposób, ukazując w ten sposób siebie. Dziękuję Wam wszystkim, jesteście wspaniali! Nie mogłam sobie wyobrazić tego lepiej, to najlepszy prezent urodzinowy, jaki w życiu dostałam!

Grubość zeszytu (!)

Ciężko byłoby dodać wszystkie strony, jakie zostały zapisane (próbowałam dodać filmik nagrany kalkulatorową jakością mojego telefonu, ale widocznie był za ciężki), dlatego pokażę tylko niektóre z nich - oraz te, które prezentują pocztówki z danego miasta. Wszak choć wymogu takiego nie było, wszyscy jak jeden mąż wkleili kartki ze swych miejscowości, z których każda jest niezwykła i pełna lokalnych ciekawostek - dziękuję Wam za to!






Poniżej jeszcze kilka losowych stron, coby nie było, że nic oprócz pocztówek się we wnętrzu nie znalazło.

Zakochałam się od pierwszego wejrzenia!

Ktoś kiedyś w ramach życzeń świątecznych
mi to zacytował ♥
Fragment czapki robionej szydełkiem!

Nie byłabym sobą, gdybym tego nie dodała - w budynku
u góry Religa dokonał pierwszego przeszczepu serca.
To tak z tematów medycznych ♥

Co jeszcze mogę powiedzieć? Jest to po prostu coś, co zapiera dech w ustach i co do końca życia będzie dla mnie cenną pamiątką. Za każdym razem, gdy przeglądam zeszyt, uśmiecham się, nie mogąc uwierzyć, że nie jest to snem. Jeszcze raz dziękuję osobom, które się wpisały!

środa, 29 kwietnia 2015 | 25 komentarzy:

Makau

W związku ze zbliżającą się przeprowadzką, znacząco ograniczyłam pocztówkowe wymiany - na Postcrossingu już od dłuższego czasu moje konto jest na inactive, stąd nic nie wysyłam i nic też nie dostaję (to też doskonała okazja, by zaoszczędzić trochę na znaczkach). Dlatego byłam nie lada zdziwiona, gdy dziś ze swojej skrzynki wyciągnęłam kartkę - ale nie byle jaką! Wszak przybyła do mnie z Makau po 35 dniach podróży (już chyba mogę pominąć fakt, że z PU nie korzystam od dawien dawna? Nie wiem, na jakiej zasadzie działa tam losowanie adresu, no ale...). Nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości - nie dlatego, że przybyła ona z rzadkiego kraju, ale dlatego, że w ogóle przybyła. Znacie to uczucie, które towarzyszy wyciąganiu pocztówki ze skrzynki, która od jakiegoś czasu była w kartki uboga? Radość podwójna - i człowiek wtedy bardziej docenia każdą pojedynczą przesyłkę.
Rewers kartki jest bardzo kolorowy i, rzec można by, wiosenno-pozytywny, znaczek również niczego sobie. Natomiast co do zdjęcia, podbiło ono tylko moje serce, w sumie to zupełnie bez powodu, bo nie jest to typ, który sama bym wybrała. Zanim coś wyjawię, najpierw na nie spójrzcie i oceńcie sami.


Jak dla mnie na pierwszy rzut oka w ogóle nie widać, że pocztówka... jest po prostu zdjęciem wykonanym przez nadawcę i podklejonym kartką papieru. A zdałam sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy nazwiska po obu stronach były te same. Jednak jak najbardziej nie mogę powiedzieć, że nie jest to kartka spełniająca moje oczekiwania - fakt, prawdziwą pocztówką tego bym nie nazwała, ale też nie jest to czymś zrobionym na szybko; widać staranność i serce włożone w stworzenie tej kartki, od początku do końca. 
Pewnie większość z Was uzna tę kartkę za oszukaną i chodzenie na łatwiznę. Ja jednak uważam, że zdjęcie jest naprawdę ładne i wolę taką spersonalizowaną od masówki - wszak użytkowniczka ta każdemu wysyła inne zdjęcie. Osobiście preferuję coś takiego od kiczowatych multiview - choć przecież i tak każda przesyłka niesie ze sobą historię.

Mam świetną wiadomość - wczoraj odebrałam Podróżujący Zeszyt, który wysłałam w grudniu! Powoli przygotowuję podsumowanie, jednak już teraz chciałabym podziękować wszystkim uczestnikom, jesteście cudowni!

sobota, 25 kwietnia 2015 | 41 komentarzy:

Lettre prioritaire internationale

Ostatni tydzień nie obfitował w przesyłki, wszak skrzynkę otwierałam tylko dwukrotnie - jeśli mowa o zawartości ilościowej, bo pod względem jakościowym jestem jak najbardziej zachwycona. Ostatnio wspominałam, że czekam na odpowiedź od mojej nowej penpal z Francji, Noémie - jak widać, długo czekać nie musiałam, a list, który pewnego wtorkowego dnia przyniósł listonosz, zauroczył mnie od początku do końca! Koperta popełniona ze starej francuskiej mapy, motyw ptasi (wspominałam kiedyś, że uwielbiam ptaki? Poza gołębiami, te latające szczury nigdy nie zyskają mojej sympatii), a w dodatku ciepły list, który czytając miałam wrażenie, że rozmawiam z Noémie przy filiżance herbaty we francuskiej kawiarence. A w kadr wcięła się jedna trzecia moich kotów.


Pamiętacie Latarnię? Wywołała u Was sprzeczne emocje, natomiast mnie jak najbardziej zmotywowała do tego, by na pytanie o ponowną artystyczną wymianę z tą samą nadawczynią odpowiedzieć tak. I tym sposobem wylądował u mnie piękny kolorowy motyl z wierszem Czesława Miłosza na rewersie. Jakie tym razem są Wasze odczucia względem kartki?


A jako że w tym tygodniu miałam piekielnie dużo nauki, oczywiście robiłam wszystko, by ją jak najbardziej odwlec - dlatego list do Noémie udało mi się szybko skończyć i już w piątek poszedł w świat. Motyw wiosenny, kwiatowy - a także pierwsza próba moich naklejek, zobaczymy, czy spodobają się odbiorcy. Swoją drogą, uwielbiam robić takie tematyczne przesyłki, gdzie wszystkie pojedyncze elementy tworzą zgraną całość. To jakby kwintesencja całości pracy włożonej w każdą najmniejszą część składową. Nie ukrywam, że sprawia mi największą radość, gdy wiem, że w kopercie nie ma nic zbędnego, co by było piątym kołem u wozu. W kadrze druga część całości mojej kociarni. Listy są jak magnes na koty, tylko zaszeleścić papierem, a zaraz się zlecą, zaglądając, co też ten człowiek tam na tym cudnym papierze (który tak fajnie drze się pazurkami!) skrobie. Zero prywatności!

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER