czwartek, 23 lipca 2015 | 16 komentarzy:

Rok na Postcrossingu

Dokładnie rok temu, 23 lipca 2014, zarejestrowałam się na stronie Postcrossingu. Czy to coś zmieniło w moim życiu? Zdecydowanie! Dziś nie wyobrażam sobie przejść obojętnie obok stoiska z pocztówkami czy wystawy punktu filatelistycznego na poczcie, nie mówiąc już o tym wspaniałym uczuciu podczas otwierania swojej skrzynki pocztowej, które jest nieporównywalne do niczego innego. Najbardziej doceniłam to w czasie przeprowadzki, kiedy musiałam poczekać z wysyłką, co tym samym wiązało się z brakiem jakichkolwiek otrzymanych przesyłek. Przez ten rok udało mi się zebrać całkiem pokaźną ilość pocztówek - te z Postcrossingu stanowią zaledwie kroplę w morzu przy kartkach z wymian, z własnych wycieczek oraz tych odnalezionych z czasów dzieciństwa. Do tego dochodzi jeszcze kolekcja pustych pocztówek, niewidocznych na zdjęciu, które złapały mnie za serce i nie byłam w stanie ich nikomu wysłać - czasem jednak sięgam tam, by wybrać coś dla kogoś niezwykłego, kto całe swoje serce włożył w przesyłkę dla mnie, stąd ten zbiór jest dosyć zmienny.


Gdyby nie Postcrossing, nigdy nie udałoby mi się spełnić mojego największego marzenia, jakim było pisanie listów, przez co miałam okazję poznać wielu wspaniałych ludzi z całego świata. I choć z niektórymi kontakt się urwał, to zawsze będę sobie cenić tych kilka słów spisanych na papierze.

Idealną pocztówką dla mnie jest nie tyle zdjęcie, które przedstawia, co wiadomość od nadawcy - nie ma nic lepszego od skrzętnie wypisanej kartki, gdzie każdy centymetr jest wykorzystany do granic możliwości, a gdy do tego dochodzą jeszcze piękne znaczki... nic, tylko ideał. Gdy na pierwszy rzut oka widać, że w stworzenie tej pocztówki zostało włożone całe serce, a nie jest jedną z wielu do wypisania w danym dniu, więc szkoda czasu na twórcze myślenie. Właśnie to się dla mnie liczy.
Nic jednak nie pobije spontanicznej kartki od znajomych, którzy pamiętali o mnie w czasie wakacji - nieważne, czy są to ludzie z mojego najbliższego otoczenia, czy też moi korespondenci; gdy widzę w skrzynce pocztówkę, której zupełnie się nie spodziewałam, czuję się szczęśliwa jak nigdy, nawet jeśli jest to zwykłe Pozdrowienia z wakacji!. Taki miły, niewielki gest, a ile może przynieść radości; że jednak ktoś tam gdzieś o nas pamięta.

A jak wygląda to u Was? Jaka kartka jest dla Was najbardziej wyjątkowa, że za każdym razem, gdy na nią patrzycie, na twarzy wyrasta uśmiech?

wtorek, 14 lipca 2015 | 15 komentarzy:

Lately

Czasem człowiek otwiera skrzynkę przygotowany na jakieś listy, może pocztówkę, dzień jak co dzień, będąc zupełnie nieświadomym, że wśród nich może zdarzyć się perełka - jedna na setki, która już od samego początku frustruje i przyspiesza tętno; jakby było się przekonanym, bez większego powodu, że pod niewinnie wyglądającą kopertą będzie coś, co zmieni jego życie. Nie diametralnie, ale przynajmniej wtrąci do codziennej szarości odrobinę światła. Tym była właśnie przesyłka od Noémie. 
Sześć dokładnie zapisanych stron, które pozwoliły na moment przenieść się w zupełnie inny świat. Kto nigdy tego nie doświadczył, nie zrozumie, jak to jest na krótką chwilę wejść w historię przedstawioną za pomocą słów płynących prosto z serca. Noémie nie opowiadała mi swojej podróży, wraz z nią w niej uczestniczyłam - nie bezpośrednio, ale wyraźnie czułam powiew wiatru z zapachem leśnego źródła na twarzy, widziałam gwiazdy świecące nade mną, śpiąc pod gołym niebem czy też płynące z gitary dźwięki letniego festiwalu. Coś niezwykłego.


Włączyłam muzykę, o której Noémie wspomniała, aby towarzyszyła mi do końca lektury, lecz ze wstydem przyznam, że często odwracałam wzrok od tekstu, by spojrzeć na wykonawcę. To była miłość od pierwszego wejrzenia, nigdy nie byłam po usłyszeniu jednego utworu tak pewna, że w najbliższym czasie polecę kupić jego płytę. A po wysłuchaniu wszystkich pozostałych dostępnych piosenek, tylko się w tym przekonaniu utwierdziłam.
Uruchomiłam playlistę i po raz pierwszy z przekonaniem chwyciłam za farby. Z efektu jestem całkiem zadowolona - wieloryby już płyną na spotkanie z Francją!



23 lipca na Postcrossingu wybije mi 365 dni. Wiecie, co to oznacza...?

piątek, 10 lipca 2015 | 7 komentarzy:

Tuk-tuk i inne fenomeny

Nieznośne upały na przemian z gwałtownymi burzami nie dają wytchnienia, natomiast pierwsze dwa tygodnie wakacji (matko, to już jedna czwarta!) mogę uznać za udane z innego względu; mianowicie moja nowa skrzynka zaczęła powoli obfitować w piękne przesyłki. Już nie mówię, że przez ten krótki czas moja lista korespondentów zdążyła się nieco wydłużyć - to nie to, że szukam, wspaniali inspirujący ludzie sami się znajdują, no. Sama nie rozumiem tego fenomenu.

Od Marie-Louise ze Szkocji
To jednak nie koniec innowacji - do moich łapek wpadła pierwsza zagraniczna kartka z serii Greetings from...; Sophie postanowiła zrobić mi niespodziankę i tym sposobem moja kolekcja powiększyła się o piękną pocztówkę z Chin z nie mniej pięknymi znaczkami.

Od Sophie

Do długim czasie otrzymałam również odpowiedź od Jane z Tajlandii, która aktualnie jest na wymianie w Malezji; a jako, że syndrom sesji działa na całym świecie, zamiast się uczyć, chodziła po sklepach i wysłała mi część swoich zdobyczy - cóż tu dużo mówić, tymi naklejkami w stu procentach trafiła w mój gust!

Od Jane

Koperta była nieco wybrzuszona, co już przy skrzynce wzbudziło moją ciekawość - od dziś mam swego prywatnego tuk-tuka, który pewnie wisiałby u kluczy, gdyby nie to, że szkoda go tak ukryć; a będzie się doskonale prezentował obok telefonicznej budki z Londynu, koali z Australii i symbolu szczęścia z Chin. Jakieś pomysły, jak wyeksponować breloczki w pokoju?


I odpowiedzi na powyższe listy. Jeden już dotarł do Szkocji, drugi dopiero zostanie wysłany. Niedawno udało mi się zaatakować punkt filatelistyczny, czego skutki wyraźnie widać - uwielbiam koperty zapełnione pięknymi znaczkami i mam nadzieję, że odbiorcom również się to spodoba. ♥


Dostrzegliście może ten mój niewinny tajski poniżej? Serce każe mi być dumną z tego dzieła, rozum natomiast sprowadza mnie na ziemię, uświadamiając, że pewnie natworzyłam całą masę nowych znaków. Nie wiem dlaczego, ale ten alfabet wydaje mi się trudniejszy niż chiński czy japoński - choć chyba najbardziej przerażają mnie arabskie robaczki, gdzie wszystko jest jednym szlaczkiem i nie idzie odróżnić jednego słowa od drugiego.


Dziś dotarła do mnie przesyłka od Noémie, więc już wkrótce możecie się spodziewać nowego postu pełnego (i mam nadzieję, że to wkrótce znów nie zrobi się miesiącem, aż wstyd patrzeć, jak zaniedbuję blogi, bo niestety nie tylko na swój rzadko zaglądam - postaram się to jak najszybciej nadrobić!).
Do zobaczenia!
SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER