niedziela, 30 sierpnia 2015 | 10 komentarzy:

Skrzynka pełna niezwykłości

Witajcie moi drodzy! ♥
Dawno mnie tu nie było i tak naprawdę do napisania tego posta zmotywowała mnie edii. Gdyby nie ona, pewnie jeszcze długo, długo nic by się tu nie pojawiło... Nie ukrywam, że tym razem przerwa na blogu nie wynika z braku czasu - lecz niejakiego wypalenia. Wielką przyjemność przynosi mi dzielenie się tym, co niezwykłego znajduję w swojej skrzynce, jak i tym, co mnie inspiruje, co sprawia, że chce się żyć lepiej, pełniej. Ale ostatnimi czasy nie potrafię odnaleźć tej przyjemności w prowadzeniu bloga; to z ludźmi, z którymi piszę, najlepiej dzieli mi się wszystkim, co mnie otacza, znacznie łatwiej odnaleźć mi się w relacji człowiek-człowiek niż w pisaniu do szerszego grona odbiorców. Zaciera się ta linia niejakiej intymności, uczuć zamkniętych w głowie, które chciałyby przepłynąć do innej, podobnie je odbierającej.
Z drugiej strony dochodzi jeszcze kwestia rozpoczynającego się roku szkolnego. Moim celem na liście priorytetów stała się nauka do matury - czeka mnie mnóstwo pracy w najbliższym czasie, często pracy pełnej poświęceń, ale osiągnięcie swoich marzeń jest dla mnie najważniejsze. Chciałabym za rok zostać studentką medycyny, choćby kosztem zaległości we wszelkich książkach, filmach i serialach, wszelkich sposobach na zabijanie czasu, wliczając w to bloga. Również moje korespondencyjne przyjaźnie na tym ucierpią, ale to im chciałabym poświęcać te ogryzki wolnego czasu, które wydzieli mi plan - z pewnością nie będę w stanie dopieszczać wszystkich szczegółów jak dotychczas, na pierwszym miejscu chciałabym się oddać budowaniu i utrzymywaniu relacji. Bo to właśnie liczy się dla mnie najbardziej. Nie mówię, że bloga permanentnie porzucam - bo myślę, że w którymś momencie nastąpi zwrot i poczuję potrzebę podzielenia się dawką niezwykłości. Nie będę jednak kłamać: na pewno w najbliższym czasie to nie nastąpi.
Dlatego też, by nie zostawiać Was z niczym, chciałabym podzielić się z Wami czymś, co w ostatnim czasie zawładnęło moim sercem. Może w ten sposób zyskam Waszą przychylność i gdy nastąpi we mnie ten przełom, również do mnie wrócicie!


Zacznę może od sprawcy całego dzisiejszego zamieszania, bo bez niej raczej nie mielibyście okazji czytać tego posta. Czasem zdarza się tak, że pod wpływem zupełnie przypadkowych decyzji, można trafić na naprawdę niesamowitych ludzi, z którymi zaczyna łączyć jakaś więź. Cieszę się, że los pozwolił mi poznać edii, bo pisanie z nią listów to jak rozmowa dobrych przyjaciół w małej zacisznej kawiarence, daleko od świata nad filiżanką aromatycznego napoju. Dotychczas zawsze potrafiłam znaleźć moment, w którym należałoby skończyć list - teraz sprawia mi to nie lada trudność. Ostatnim razem do koperty ledwo udało mi się włożyć skrzętnie zapisanych osiem stron A4, a nadal czułam lekki niedosyt, jakby to była zaledwie garstka tego, co chciałam przekazać...


Pokazałabym, co oprócz listu kryje ta koperta, ale jako, że jeszcze nie dotarła,
nie będę psuć niespodzianki ♥

Noémie jest osobą, która również w jakiś sposób zmieniła moje życie - za każdym razem, gdy widzę w skrzynce list od niej, wiem, że zapowiada się kolejny niezwykły wieczór z kubkiem herbaty jako doskonałym towarzystwem do czytania słów spisanych z całym sercem. Choć dzieli nas tyle kilometrów, łączy nas bardzo wiele. Cieszę się, że nadarzyła się okazja, by do niej napisać, że w pewnym momencie zaiskrzyła mi w głowie myśl i nie odpędziłam jej, a pozwoliłam działać. Często wracam do tych listów, gdy zaczynają napędzać mnie złe emocje - po skończeniu lektury zawsze odzyskuję wiarę w siebie i optymizm. To niesamowite, ile mogą zdziałać słowa.



Ku inspiracji zamieszczam jeszcze kilka zdjęć listów, które wyszły spod moich rąk. Kocham te chwile pełne natchnienia, które ukierunkowuję na efekt wizualny. Nigdy jednak nie chciałabym przekładać go nad treść - większą radość przynoszą mi listy pełne uczuć choćby w zwykłej białej kopercie, na zwykłym białym papierze, niż te w najpiękniejszych kopertach, ale z listem pustym i bez żadnych emocji, pisanym chyba z obowiązku. Co poniekąd jest nieco smutne - w końcu czy nie po to korespondujemy, by nawiązywać przyjaźnie, dać komuś kawałek siebie?



Mój eksperyment. Nie wyszedł do końca tak, jak zaplanowałam - na białym
papierze wychodziło mi lepiej - ale wszystko przede mną!

Swoją uwagę poświęciłam również papeterii - niby nic nieznaczące elementy, a jednak cieszą oko. Lubię, gdy w jakiś sposób drobne rysunki na papierze nawiązują albo do tematu koperty, albo do ogólnej kolorystyki. Choć czasem po prostu biorę kolory w dłoń i wszystko samo z niej wypływa...

Legolas oczywiście towarzyszył powyższej beżowej kopercie
 z runami z Władcy Pierścieni

A tu przykład czegoś, co wyszło pod wpływem nieplanowanego natchnienia.
Takie podobają mi się najbardziej, nawet jeśli technicznie nie są zbyt skomplikowane
- ale może właśnie ta prostota ujmuje mnie za serce?
Najbardziej niepokoi mnie to, że im dłuższe listy piszę, tym z bardziej wytrzymałego papieru muszę przygotowywać koperty - nie wybaczyłabym sobie, gdyby zawartość uległa zniszczeniu, co niestety zdarzyło się kilka razy w mojej karierze. Niedawno wyciągnęłam ze skrzynki list, który wysłałam dzień wcześniej, gdy panowały ulewy: listonosz zwrócił mi go, bo okazał się całkowicie przemoknięty, a adres odbiorcy zupełnie zniknął. W tym momencie cieszę się, że moja wieś jest mała i listonosz mnie zna - oddał mi kopertę zanim zawiózł ją na pocztę, więc przynajmniej znaczek mogłam użyć powtórnie. Choć to nie zmienia faktu, że od tamtej pory staram się już nie stosować cienkiego papieru, który - mimo że ładniejszy - jest stosunkowo bardziej podatny na zniszczenia. W ogóle to jest bardzo ograniczające, by nie móc wrzucić do skrzynki listu podczas deszczu - nie chcę sobie nawet wyobrażać, co będzie zimą...
Mam nadzieję, że w dobrym stylu pozostawiam bloga na jakiś czas. Do zobaczenia! 
SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER