Jako że nie samymi pocztówkami człowiek żyje... A wręcz przeciwnie! Wszak pocztówki stały się tylko dodatkiem do mojej największej pasji, która jeszcze do niedawna była tylko marzeniem, a mianowicie - korespondencji.
Najpierw zaczęła się mailowa znajomość z Kasią w lipcu ubiegłego roku (pierwszy list otrzymałam od niej we wrześniu); pod koniec miesiąca dołączyłam do Postcrossingu, na forum którego w sierpniu znalazłam swojego pierwszego pen pala, Cassie z Chin, z którą, notabene, piszę do dziś, choć moja korespondencja z nią wynosi trzy listy i pocztówkę (wszystko przez pierwszą przesyłkę od niej, która szła do Polski kilka miesięcy - jednak najważniejsze, że doszła, nigdy nie należy tracić nadziei!). Później było już tylko z górki... Z kilkoma osobami wymieniłam po jednym, dwa listy, z innymi moja znajomość trwa do dziś - znaczki na kopertach mówią, że dotychczas miałam przyjemność korespondować, poza Polską, z Finlandią, Meksykiem, Hong Kongiem, Chinami, Singapurem, Tajlandią (uchowały się do teraz tylko trzy ostatnie) oraz z jedną nietypową postacią ze Stanów Zjednoczonych... z kotem (na pewno wkrótce powiem o tym nieco więcej)! Niedawno mój list poszedł do Francji - z niecierpliwością oczekuję odpowiedzi!
Ponieważ listy są ważną częścią mojego życia, dlaczego też nie miałabym i tutaj się tą pasją dzielić? Dlatego też chciałabym zaprezentować zdobycze ostatnich dwóch tygodni - wiadomości od Cassie z Chin oraz Suchavadee (zwana Jane) z Tajlandii. Uwielbiam takie koperty wypełnione po brzegi różnościami!
Cassie, Chiny |
Suchavadee (Jane), Tajlandia |
Sama koresponduję z kilkoma osobami i muszę przyznać, że bardzo to lubię. W moim przypadku zaczęło się od dwóch polskich korespondentów (do tej pory mam od nich łącznie jakieś 12 listów), potem przerodziło się to w zagraniczne korespondencje. Podobnie jak u Ciebie - jedne trwały krócej, drugie dłużej (trwają do tej pory) a niektóre dopiero zaczynam, ale wiem że coś z tego może wyjść i zostać na dłużej :)
OdpowiedzUsuńP.S. Ty opublikowałaś właśnie swój wpis, a ja tak od pół godziny tworzę swój na taki właśnie temat :D
Ach, no i znowu wspomnienie o mnie. :D Ja wciąż mam ochotę znaleźć zagranicznego penpala, jednak... No właśnie, ciężko u mnie z pieniędzmi na znaczki droższe niż 1,75 (które i tak kupuje mi tatuś :D). No ale mam nadzieję, że wkrótce znajdę kogoś i te głupie pieniądze i będę mogła powymieniać się listami z kimś z innej kultury.
OdpowiedzUsuńWiesz co, biorąc pod uwagę, że list w jedną stronę do Chin idzie koło 2-3 tygodni w porywach do miesiąca i na wiadomość od jednej osoby stamtąd odpisuję w tym wypadku raz na dwa miesiące - to wcale nie wychodzi tak drogo. Tajlandia i Singapur to już znacznie krócej, ale i tak nie zdarzyło się jeszcze, bym w jednym tygodniu wysłała więcej niż jeden list za granicę. Nawet te 20 zł miesięcznie to nie jest duży wydatek - wtedy zdecydowanie wysyłam mniej pocztówek i jakoś się to bilansuje. Czasem, gdy jestem totalnie spłukana, czekam trochę z wysłaniem odpowiedzi - tydzień czy dwa poślizgu nie zrobi nikomu większej różnicy (czy nawet kilka miesięcy - ten list od Cassie jest odpowiedzią na mój z grudnia). A list od kogoś, zwłaszcza gdy to osoba kreatywna z drugiego końca świata to coś niesamowitego i jak najbardziej jest wart te 5,20! :)
UsuńZobacz też z drugiej strony - chodzę po sklepie spożywczym i nabieram ochoty na zjedzenie czegoś czekoladowego. Ale czekolada to przecież 3 zł, to już prawie jest na znaczek! Plus dla portfela i plus dla żołądka, choć raz niech nie czuje się jak śmietnik. :D Listy uczą oszczędności ♥
Niby tak, ale przez okres prawie 3,5 miesięcy byłam kompletnie spłukana i na nic nie było mnie stać. ;_; XD No cóż, może jednak uda mi się coś wygospodarować po Pyrkonie i na poważnie poszukam penapala. Ah, otwieranie takiej przesyłki i odpisywanie na list to naprawdę musi być coś cudownego!
UsuńAa, bo tu jeszcze konwenty wchodzą w grę! xD Nie no, naprawdę polecam, to coś świetnego. No i mój zasób słów z angielskiego się powiększył - zauważyłam to ostatnio na próbnej maturze z angielskiego, gdzie w ogóle nie zastanawiałam się co napisać, po prostu pisałam. Tyle plusów! :D
UsuńAż dwa konwenty rocznie haha! :D Japanicon i Pyrkon (który już za tydzień ♥). No i to niestety kosztuje. Ale no, muszę znaleźć troszkę piniążków na znaczki, skoro mówisz, że to coś świetnego. Trzeba spróbować, oj trzeba. :D
UsuńStale koresponduję z jedną osobą i jest ona Polką. Mój angielski nie jest na tyle dobry, bym mogła korespondować z osobą z zagranicy, poza tym ceny znaczków przerażaja... :(
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i przyjemnie się je ogląda. Ja również lubię koperty wypełnione różnymi drobiazgami. Ostatni raz wymieniałam się listami w szkole podstawowej z moją rówieśniczką z Polski, której adres znalazłam w jakimś czasopiśmie, jednak teraz czuję się zachęcona, żeby znaleźć pen-pala. Kiedy tylko będę mieć więcej czasu na pewno o tym pomyślę.
OdpowiedzUsuńJa również mam jednego znajomego z Tajlandii, z którym utrzymuję świetny kontakt do teraz. A to już będzie 6 lat naszej znajomości :) Mam szczerą nadzieję, że uda mi się go kiedyś w końcu odwiedzić! Chociaż znając mojego życiowego pecha to on wcześniej zdąży przyjechać do Polski ;)
OdpowiedzUsuńJa ograniczam się tylko do pocztówek. Ale rozumiem ten dreszczyk emocji przy otwieraniu koperty wypełnionej upominkami.
OdpowiedzUsuńJa koresponduję obecnie z dwiema osobami, kiedyś miałam jeszcze dwie inne penpalki, ale z jedną sama zerwałam kontakt, bo właściwie jej listy były bardzo krótkie zawsze wyglądały tak samo, coś w stylu: Hello? How are you? I hope you're fine. potem opis kartki. później opis pogody i pozdrowienia. Druga zaś po prostu nie odpisała na mój list.
OdpowiedzUsuńPisanie listów to wspaniała sprawa, super, jeśli robi się to w miarę regularnie.
Jak patrzę na Twoje koperty na Instagramie, to aż otwieram szeroko oczy, takie śliczne. :)
Jak ja uwielbiam penpalsów z Tajlandii, jejku tam ludzie są niesamowici! Dzisiaj miałam okazję spotkać się z wujkiem, który 2 dni temu wrócił właśnie z Tajlandii i potwierdza, że tam ludzie są niesamowici, a do tego mają ogromny talent do ozdabiania listów! Sama mam już dość długi kontakt z Seen a teraz także poznałam nową znajomą - May. Już się nie mogę doczekać kolejnych listów :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie potwierdzam! Pamiętam moje początki wymian z Tajlandią kiedy to ja wysłałam do znajomej herbatki, magnes, zakładkę do książki, pocztówki i list, a dostałam w zamian masę pocztówek, bransoletki, 6 breloczków do kluczy i płócienną torbę ozdobioną drewnianym ręcznie rzeźbionym słoniem! *____* aaaahhh złote czasy wymian! :D
Usuńtak czytam te komentarze i aż zazdroszczę! mój angielski leży totalnie, gdyż uczyłam się tylko dodatkowo i to bardzo krótko... więc mogę zapomnieć o takiej korespondencji ;P
UsuńEeee, to właśnie dzięki tym korespondencjom podszlifowałam swój angielski - zwłaszcza jeżeli chodzi o mowę potoczną! :)
Usuńproblem w tym, iż ja umiem tylko kali być kali mieć i to jeszcze przy pomocy translatora :P ale o wiele lepiej jest z hiszpańskim albo niemieckim, więc raczej z tych stron lepszy będzie dla mnie pen pal :P chociaż nie powiem, chciałabym z kimś z Chin popisać :D moooże kiedyś ^^
Usuńuwielbiam pisać listy nie tylko z osobami z Polski, ale właśnie z zagranicy, super jest poznać ich kulturę, tradycję poprzez ich opis, a nie to co wyczyta się w internecie. Ja już czekam na relację o tym kocie, zaciekawiłaś mnie tym :)
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam listy!!! Kiedyś, zanim jeszcze wkręciłam się w postcrossing, korespondowałam po prostu z moim przyjacielem z Bydgoszczy. Doskwierał nam brak tej tradycji, bo w końcu słowo przelane na papier jest bardziej klimatyczne niż sms czy mail. Niestety teraz z różnych powodów nie korespondujemy, ale mamy nadzieję, że w końcu do tego powrócimy :). Poza tym piszę listy jeszcze z jedną Polką, ale też zdarzały mi się zagraniczne znajomości.
OdpowiedzUsuńJa również "wciągnęłam się " w pisanie listów :) Póki co odbiorcami są Polacy, ale kto wie co przyniesie przyszłość :)
OdpowiedzUsuń